Czesław Mroczek
Poseł na Sejm RP


Czołgiści dostali pierwsze Leopardy, za dwa lata piechota dostanie zbroje

22 maja 2014

Powstanie polskiej tarczy antyrakietowej, zakup 70 śmigłowców i dronów, budowa 12 nowych okrętów i remont dwóch kolejnych, a nawet wyposażenie polskiej piechoty w nowoczesne pancerze i zaawansowane systemy komunikacji, znane pod nazwą Tytan - tak ogromne plany ma na najbliższe lata resort obrony. Wyda niebagatelną kwotę 90 mld zł. Money.pl sprawdza, czy te założenia są realne oraz skąd Ministerstwo Obrony Narodowej weźmie tak ogromne pieniądze.


- To najbardziej ambitny program modernizacji polskiej armii na przestrzeni wielu lat - przekonuje w rozmowie z Money.pl Czesław Mroczek (na zdjęciu), wiceminister obrony narodowej. Przyznaje, że można wydać więcej, ale zapewnia, że jak na polską armię 90 mld to kwota optymalna.

 

W latach 2015, 2016 i 2017 modernizacja ma przyspieszyć, budżet na ten cel znacznie wzrośnie. Wtedy ruszą przygotowania do budowy tarczy antyrakietowej i uruchomienia dużego programu dronów, w tym takich, które będą zdolne do rażenia celów.


Zanim wystartował rządowy program Priorytetowe Zadania Modernizacji Technicznej Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej, resort finansował unowocześnianie sprzętu po prostu z pieniędzy wpisanych do ministerialnego budżetu na obronność.


Teraz pojawił się rządowy pomysł, by te pieniądze wydzielić jako rezerwy celowe. Dzięki temu plan modernizacji jest rozpisany na czternaście konkretnych celów, a kwoty są uporządkowane i nie rozejdą się na nic innego - zapewnia ministerstwo.


W tym roku można mówić o delikatnym zrywie w modernizacji polskiej armii. Pod koniec zeszłego tygodnia do Polski przyjechało pierwszych 11 ze 105 zamówionych przez MON czołgów Leopard 2A5 (pieniądze MON znalazł nie ze specjalnej rządowej rezerwy celowej, a po prostu z budżetu na obronność). Kupione od niemieckiej Bundeswehry używane maszyny to nowsza wersja wozów, które dziś ma na stanie polska armia. 128 Leopardów 2A4, które stacjonują już w Polsce, razem z kolejnymi 14 (wartość całego kontraktu to około 180 milionów euro), które przyjadą do nas w ramach nowego zamówienia, zostanie zmodernizowanych do wersji 2A5.


Przetarg na modernizację został już ogłoszony (ta z kolei będzie realizowana z rządowej rezerwy), rozstrzygnięcie planowane jest na czerwiec. Jest o co walczyć - wartość całego kontraktu została oszacowana na około miliard złotych, który prawdopodobnie trafi do konsorcjum złożonego z polskich firm. Według planów Ministerstwa Skarbu Państwa do końca roku zostaną one skonsolidowane w ramach Polskiej Grupy Zbrojeniowej - w zeszłym miesiącu Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta wydał już zgodę na koncentrację 16 spółek działających w zbrojeniówce - a docelowo ma być ich nawet 30. 


Już teraz na zakupie nowej wersji Leopardów zarobiło PKP Cargo. Przewoźnik będzie bowiem transportował maszyny z Niemiec do Polski. W rozmowie z Money.pl wiceprezes spółki Jacek Neska broni się jednak przed podawaniem wartości umowy zasłaniając się tajemnicą handlową. Ale raczej nie są to małe pieniądze, bo transport jest skomplikowany, ostatnia transza czołgów przyjedzie do nas dopiero w 2015 roku.


W tym roku powinno się zakończyć postępowanie przetargowe na dostawę aż 70 nowych śmigłowców dla polskiej armii. Kontraktem zainteresowani są światowi giganci: amerykański Sikorsky, brytyjsko-włoska AugustaWestland i francuski Eurocopter. MON zakłada, że do końca roku uda się rozstrzygnąć przetarg.


Pod koniec zeszłego roku udało się z kolei rozstrzygnąć przetarg na dostawę samolotów szkolnych wart prawie 1,17 miliarda złotych. Wygrało go włoskie Aermacchi. W tym samym czasie z Wojskowymi Zakładami Mechanicznymi w Siemianowicach Śląskich podpisana została warta 1,65 miliarda złotych umowa na dostawę 307 Rosomaków, czyli popularnych transporterów opancerzonych produkowanych w Polsce na fińskiej licencji. - W ich produkcję zaangażowanych jest około trzech i pół tysiąca osób - chwalił się minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak.

Również na koniec zeszłego roku podpisane zostały wszystkie umowy potrzebne do dokończenia budowy patrolowca ORP Ślązak, w którą zaangażowane są holenderskie przedsiębiorstwo Thales Nederland i gdyńska firma Enamor. Okręt ten ma powstać na bazie planów konstrukcji Gawrona - czyli słynnej polskiej korwety, która mimo szumnych zapowiedzi i 10 lat żmudnej pracy, nigdy nie została ukończona.


Z kolei w zeszłym miesiącu w gdańskiej stoczni Remontowa Shipbuilding (dawnej Stoczni Północnej) zaczęło się palenie blach (początek produkcji) prototypowego niszczyciela min Kormoran II. Nad projektem pracuje w sumie 20 firm w ramach konsorcjum dowodzonego przez Grupę Remontową. Okręt ma być gotowy w 2016 roku, a przez kolejne sześć lat powstaną jeszcze dwie bliźniacze jednostki.


Czy budowa nowego, prototypowego niszczyciela min nie jest zbyt ryzykowna i nie zakończy się takim samym fiaskiem, jak produkcja korwety Gawron? - W budowie niszczycieli min mamy większe doświadczenie, więc nie powinno być takich problemów - przekonuje Marcin Terlikowski, ekspert do spraw zbrojeniowych Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Przyznaje jednak, że w przypadku inwestowania w nowe projekty, zajmujące się nimi przedsiębiorstwa właściwie nigdy nie wyrabiają się w czasie i potrzebują więcej pieniędzy niż początkowo zakładają. I podaje przykład prac nad amerykańskim myśliwcem F-35, nad którymi wielokrotnie zawisały czarne chmury.


W sumie polska armia dostanie 12 nowych okrętów, a dwa kolejne zostaną wyremontowane. Jak podkreśla Marcin Terlikowski, rozbudowa polskiej marynarki wojennej jest szczególnie ważna, bo przez lata nie inwestowano w jej rozwój. A odpowiednio groźne okręty są potrzebne. - Chociażby po to, by bronić terminalu LNG w Świnoujściu i zabezpieczać trasę tankowców, które będą do niego pływały - tłumaczy ekspert PISM.


Z kolei przedwczoraj MON zapowiedziało, że przyspiesza program zakupu samolotów bezzałogowych, w tym dronów zdolnych do rażenia celów. Wśród potencjalnych firm, które mogą być zainteresowane dostawą takiego sprzętu, jest należąca do grupy WB Electronics polska firma Flytronic z Gliwic. Na razie nie ma ona jeszcze know-how dotyczącego produkcji dronów bojowych.


Pieśń odległej przyszłości


Najbardziej kosztowne inwestycje MON zostawia sobie na później. Tak jest w przypadku koronnego projektu modernizacji polskiej armii, czyli tarczy antyrakietowej. Początek prac, według wieloletniego Planu Modernizacji Technicznej Sił Zbrojnych w latach 2013-2022, planowany jest na 2017 rok. Prawdopodobnie nawet do 2022 roku nie zostanie on ukończony, do czego zresztą zastrzega sobie prawo.


Podobnie jest z głośno zapowiadanym systemem indywidualnego wyposażenia i uzbrojenia Tytan, który okrzyknięto nazwą żołnierza przyszłości. Program ma wystartować dopiero w 2016 roku.

W zeszłym miesiącu minister Tomasz Siemoniak mówił też o innym, niezwiązanym z obecnym planem modernizacyjnym, projekcie. Chodzi o unowocześnienie polskiego lotnictwa i zakup myśliwców F-35. Szef MON zaznaczył jednak, że resort planuje zakupy na wiele lat do przodu i o jakichkolwiek szczegółach nie może być jeszcze mowy.


Tak samo jak w przypadku superlekkiego i superszybkiego czołgu polskiej produkcji - również niezapisanym w obecnym rządowym planie modernizacji armii. Wart sto milionów złotych projekt ma być absolutną rewelacją i zdobyć uznanie poza naszymi granicami. Jednak z planami dotyczącymi polskiej armii nigdy nic nie wiadomo. By się o tym przekonać, wystarczy cofnąć się pamięcią rok wstecz. Na modernizację armii, podobnie jak w tym roku, rząd obiecał ministerstwu około osiem miliardów złotych. Skończyło się na ponaddwumiliardowym cięciu, które było potrzebne, żeby ratować budżet. Ministerstwo chcąc nie chcąc, oszczędności poszukało właśnie w wydatkach na modernizację.


Żródło: Money.pl